piątek, 29 sierpnia 2014

II " Wierzę "


" Zwodziłaś mnie od samego początku, kiedy pozwoliłaś mi zacząć Cię kochać. 
To jest jak garść połamanych ramek, ale zdjęcie wciąż pozostało to samo.
I ja, i ja myślałem, że byłoby łatwiej uciec, ale nogi mam połamane. "



- Nazywam się Rose i jestem tu by Ci pomóc Marco - brunetka spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. Mimowolnie wstałem i zacząłem zdenerwowany krążyć po celi.
- Nie ! Nie chcę nikogo widzieć ! Nie chcę, rozumiesz ?! Jeśli tak bardzo chcesz mi pomóc to mnie wypuść ! - z całej siły walnąłem dłonią w ścianę. Bol był ogromny, jednak teraz nie zwracałem na to uwagi.
Rose wstała i podeszła do mnie. Jej kroki były pewne, w żadnym, nawet najmniejszym stopniu nie obawiała się mnie.
- Posłuchaj, będzie dobrze położyła swoją smukłą dłoń na moim ramieniu, a potem, tak po prostu, przytuliła mnie. Przytuliła jak matka, która chce ochronić swoje dziecko przed całym światem. - Porozmawiajmy - wskazała na łóżko, którego tak nienawidziłem. Ona zadowała mi pytania, a ja odpowiadałem. Nie była z policji, ani z prokuratury. Była psychologiem, człowiekiem którego wcześniej tak bardzo unikałem. Jednak jakiś głos w mojej głowie podpowiedział mi, że mogę jej zaufać. I zaufaniem...

***
Kilkanaście dni później

I znowu tu była. Cały czas się dziwię co ta piękna brunetka jeszcze tutaj robi. W pomieszczeniu, gdzie było zimno, brudno i ponuro. Czyżby nie przychodziła tutaj bezinteresownie ? Przecież w tym momencie ten blondyn był nikim. Nic nie miał, może oprócz kilku lat wyroku i uroku osobistego, który dalej mu pozostał. A może ta mała Rose jako jedyna poznała się na tym chłopaku i wierzy w jego niewinność ? Jedno jest jednak pewne, Reus nie wie wszystkiego na temat panny Green. Nikt w tych czasach nie jest tym, kim się wydaje.
- I znowu przyszłaś - przywitał ją chłodno robiąc miejsce na kozetce.
- Znowu - odpowiedziała wpatrując się tempym wzrokiem w dal.
- I o co teraz kazali Ci się wypytać ? - spytał, a ona zaśmiała się historycznie.
- A jeśli powiem, że nie jestem tutaj w celach służbowych ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i skierowała swoje duże oczy na piłkarza - jeśli przyszłam tutaj by Ciebie zobaczyć, porozmawiać, tak z własnej woli ?
- To wtedy spytam czy ktoś wie o Twojej wizycie ? - blondyn wstał i zaczął spacerować po ciasnym pomieszczeniu.
- Nie, nikt nie wie - Rose zaczęła bawić się swoimi palcami.
- Nie boisz się ? Znasz mój wyrok. Prokurator oskarżył mnie o zabicie narzeczonej gdy powiedziała mi o ciąży. Czego chcesz Rose ? - dziewczyna podniosła się z pryczy i podeszła do byłego zawodnika BVB.
- Marco, posłuchaj. W ostatnim czasie dużo myślałam o twojej sprawie. Widziałam wszystkie dowody, czytałam pamiętnik Isabel - położyła ręce na jego ramionach. - Wierzę Ci Marco, wierzę, że jej nie zabiłeś.
- Co ?! Rose o czym ty mówisz ? Nikt mi nie wierzy. A ty Rosie ? Dlaczego zmieniłaś zdanie ? - był tak bardzo wstrząśnięty, nigdy czegoś takiego się nie spodziewał, nigdy.
- Rozmawiałam ze wszystkimi. Kochałeś ją, a nawet jeśli nie chciałeś dziecka, to i tak byś je wychował. Ty nie jesteś taki jak inni tutaj -dziewczyna wzięła jego twarz w dłonie. - Jesteś dobry, dla każdego... I przysięgam, nie spocznę dopóki nie pomogę Ci stąd uciec..

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

I " Rose "


" Bycie mną może oznaczać tylko strach przed oddychaniem. 
Jeśli mnie zostawisz, będę bał się wszystkiego co czyni mnie zatroskanym, daje mi cierpliwość, uspokaja mnie, pozwala mi się z tym zmierzyć. 
Pozwól mi spać, a gdy się obudzę, pozwól mi być. "







Kilka miesięcy wcześniej
Perspektywa Marco

- Nie zrobiłem tego, nie zabiłem jej - powtarzałem w kółko moją formułkę przed policją i prokuraturą. To właśnie ja jestem tutaj podejrzanym numer jeden. - Ona popełniła samobójstwo, nie miałem z tym nic wspólnego ! - podniosłem lekko głos. Czy oni nie zdawali sobie sprawy z tego w jak trudnej znalazłem się sytuacji ? Moja narzeczona nie żyje, osoba, którą kochałem najbardziej na świecie odeszła, zostawiając mnie tu całkiem samego. Powinienem teraz raczej siedzieć na miękkiej kanapie w salonie i wypłakiwać się w poduszkę, a nie tutaj, na komisariacie.
-Reus, posłuchaj, mamy świadka, widział jak dusiłeś ją tym sznurem - usłyszałem głos prokuratura, który doprowadział mnie do wściekłości.
- Ja jej nie dusiłem - schowałem twarz w dłonie by opanować zmierzający w moja stronę potok łez. - Ja odwiązałem ją od tego drzewa. Nie mogłem na to patrzeć, wyglądała jak marionetka, która właśnie znudziła się kukiełkarzowi - w tym momencie wszystkie wspomnienia wróciły. Widziałem jej bladą twarz przed oczami. Jej puste oczy.
- Powiedz, dlaczego to zrobiłeś ? Dlaczego ją zabiłeś skoro była taka ważna ? Zdradziła Cię ? - spytał prokurator z nutką drwiny w głosie.
- Nie zabiłem jej - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Dlaczego mi nie wierzycie ? Musi być jakiś dowód na to, że jestem niewinny - otarłem pot z czoła.
- Jest dowód, wpis pochodzący z jej pamiętnika. Ostatnia notka pochodzi z dnia 17 listopada 2013 roku, dnia jej śmierci - prokurator wziął do ręki kawałek papieru - Marco jest tak bardzo straszny, czasem zastanawiam się czy on jeszcze mnie kocha. Wychodzi wieczorami, a wraca późno w nocy, albo nie wraca w ogóle. Mam wrażenie, że może mnie zdradzać. Ja jednak nie dam mu odejść, nie teraz gdy jestem w ciąży. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie - mężczyzna rzuca mi przed nos zeszyt bym mógł na własne oczy obejrzeć jej pochyłe pismo - To jak, Reus, powiedziała Ci o dziecku, ale ty nie chciałeś niszczyć swojej kariery. Ale wiesz co, zabijając ją postawiłeś krzyżyk na wszystkim. Na Isabel, na karierze, na swoim dziecku.
To był dla mnie kolejny cios wprost w moje i tak już połamane serce. Miałem dziecko. Małą istotkę, w której płynęłaby moja krew. Isabel zniszczyła wszystko. Nas, naszą przyszłą rodzinę, mnie.
Isabel Marie Smith idź do piekła !

Teraźniejszość
Narracja 3 osobowa

Obudził się przerażony. Po raz kolejny tej oto wiosennej nocy.
Nie mógł spokojnie leżeć na tym celnym łóżku. Na pewno nie teraz gdy w dotyku z jego plecami przypominało istną maszynę tortur. Twarde, zbyt twarde. Raniące jego delikatną i nieskazitelną skórę. Blondyn zaczął dygotać z zimna. Wszystko to za sprawą wiatru, który przedostał się do małego pomieszczenia za pomocą nieszczelności w oknach.
- Ah, te nieszczęsne okna - pomyślał, podniósł się z posłania i chwiejnym krokiem podszedł do jednego z nich. Złapał za kraty, które się w nich znajdowały i mocno pociągnął. Mocno, ale jednak nie wystarczająco.
- Ależ ty jesteś głupi - powiedział cicho i oparł się bezradnie o ścianę. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. W jedną chwilę jego życie z bajki zmieniło się w istne piekło. Pułapkę bez wyjścia. Czuj się jak zwierzę zamknięte w klatce. Nigdy nie przypuszczał, że jego ustabilizowana sytuacja kiedykolwiek się zmieni. Rodzina, przyjaciele, fani. Wszyscy się od niego odwrócili. Uwierzyli w te wszystkie kłamstwa jakie wygadywał na jego temat ten nędzny prokurator. Mężczyzna, który znał go jedynie jako tego słynnego piłkarza, a nie jako zwykłego człowieka z zasadami. To prawda znikał z domu, czasem nawet na całe noce. Ale nie robił nic złego. Siedział sam w swojej kryjówce i rozmyślał. Rozmyślał na temat swojego życia, przeszłości i zbliżającej się przyszłości. Chciał zacząć nowy etap, rozdział o nazwie Bella. Pragnął się jej oświadczyć, godzinami wybierał pierścionek, a potem myślał w jak sposób ma zadać to kluczowe zdanie. Musiał to zrobić w wielkim stylu, choć tak na prawdę nie cieszyło go to. On sam w sobie był prostym człowiekiem. To Bella zawsze chciała więcej niż mogła, kochała występować na balu w najpiękniejszej i najdroższej sukni, wyciągała go na imprezy, na które wcale nie miał ochoty. Robił to z miłości. Nie widział nawet najmniejszej wady swojej ukochanej, aż do teraz. Była kobietą samolubną, stawiającą dobro swoje nad innych. Ale mimo tego kochał ją.
Jego przemyślenia przerwał dźwięk otwierających się krat. Marco podniósł głowę i ją ujrzał. Była piękna, wyglądała niczym anioł, który pomylił adres i przez przypadek znalazł się w tej ciemnej norze. Ciemnowłosa przysiadła na skraju łóżka gdzie wcześniej leżał.
- Nazywam się Rose i jestem tu po to by ci pomóc Marco...