czwartek, 18 września 2014

IV " Kocham Cię "

"  Ciągle marz, nie przestawaj oddychać, zwalcz te demony
i sprzedaj swoją duszę, a nie całego siebie.
Jeśli zobaczą to kiedy będziesz spał, spraw, by odeszli.
I już nawet nie mogę zobaczyć czy to tam jest, już nie..."

***
Perspektywa Marco

- Katherine, co ty tutaj robisz ? - spytałem bez ogródek.
- No cóż, liczyłam na milsze powitanie - uśmiechnęła się leniwie.
- Kat, spytałem się o coś - burknąłem. Naprawdę nie rozumiałem motywu wizyty siostry mojej narzeczonej.
- Marco, chciałam Cię przeprosić - zaczęła i spojrzała na mnie swoimi smutnymi oczami. - To nie miało tak wyglądać. Miriam być razem, tak bardzo tego pragnęłam - zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami.
- O czym tu mówisz ? - spytałem nie rozumiejąc o co jej chodzi - Katherine, coś ty zrobiła ? - ta dziewczyna zawsze była dziwna i nieprzewidywalna, ale nigdy aż tak.
- Ona mi powiedziała. Oh Marco, miałeś zostać ojcem, wtedy nie byłoby dla nas szansy. Jesteś młody, powinieneś się bawić, trenować, a nie siedzieć w pieluchach.
- Marco - wyszeptała, po jej policzku pociekła pojedyncza łza. - Ja nie wytrzymałam. Kochanie, ona na Ciebie nie zasługiwała. To ja powinnam być przy tobie, wspierać - nie mogłem uwierzyć w jej słowa.
- Katherine...
- To ja, to ja ją zabiłam. Upozorowałam samobójstwo. Kochanie, znalazłeś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
- Zabiłaś ją ! Zabiłaś Bellę i moje dziecko ! - wydarłem się, po moich policzkach ciekły strugi łez.
- Marco, przepraszam... - chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem.
-Wynoś się ! Jesteś zwykłą suką ! Zgnij w piekle - powiedziałem i opuściłem pokój wizyt. Mój świat całkowicie się zawalił. Najbliższa osoba mojej narzeczonej tak po prostu ją zamordowała. Ją i moje malutkie dziecko. Mojego Reusa, moje maleństwo. Katherine, coś ty zrobiła ?

***
Kilka godzin później
Perspektywa Rose

Właśnie szłam przez korytarz więzienny, który miał zaprowadzić mnie do celi Reusa. Gdy już tam byłam, z kieszeni wyjęłam klucze i otworzyłam kraty. Blondyn leżał na pryczy, wydawało mi się, że śpi. Jednak gdy podeszłam bliżej na podłodze dostrzegłam kałuże krwi. Szybko pobiegłam do niego i zaczęłam nim potrząsać.
- Marco, Marco - nie reagował, był nieprzytomny. - Pomocy ! - krzyknęłam. - Niech ktoś mi pomoże ! - po moim policzku pociekła łza. Tak bardzo się bałam, tak bardzo się bałam, że przytyłam za późno. Reus, nie... nie rób mi tego.
Po chwili do celu wpadło dwóch strażników. Gdy zobaczyli o co mi chodzi wzięli chłopaka za kończyny i zanieśli go do więziennego szpitala. Cały czas podążałam za nimi krok w krok. Jeśli coś pójdzie nie tak ? Jeśli mój ukochany odejdzie z tego świata ? Jeśli mnie zostawi ? Nie wytrzymam tego, nie dam rady żyć bez niego. Bo choć wcześniej nie chciałam się do tego przyznać, to teraz mogłam. Jestem nieodwołalnie zakochana w Marco Reus'ie.

***
Godziny mijały, a ja wciąż siedziałam przed salą, do której zabrano mojego ukochanego. Nie wiedziałam co się dzieje, jeszcze nikt nie wyszedł na zewnątrz. Byłam przerażona, bałam się, że coś pójdzie nie tak, że blondyn odejdzie zostawiając mnie samą. Dla mnie jego śmierć byłaby tragedią, której nie umiałabym przeżyć po raz drugi. Gdy miałam dziesięć lat moja mama umarł. Była chora na białaczkę. Chemioterapia nie pomogła, a w tamtych czasach banki szpiku kostnego nie działały tak sprawnie jak dzis. Jej śmierć bardzo na mnie wpłynęła. Przez wiele miesięcy prawie wcale się nie odzywałam, nic nie jadłam, miałam depresję. Mój tata też nie poradził sobie z wiadomością o odejściu ukochanej osoby. Zaczął pić, rzucił pracę, wpadł w alkoholizm, uzależnił się od nikotyny. Otrząsnął się dopiero po roku, gdy sąd rodzinny zagroził pozbawieniem go praw rodzicielskich. Zawsze był surowym ojcem. Nigdy nie pozwalał mi na zbyt dużo. Wyjście na imprezę ? Nie. Chłopak ? Nie. Nocowanie u przyjaciółki ? Nie.
Chciał chronić mnie za wszelką cenę, choć czasem zachowywał się zbyt opiekuńczo. Pewnie gdyby dowiedział się co czuje i jakie plany mam związane z Reus'em, zamknął by mnie w domu i wypuścił dopiero wtedy, gdyby mi przeszło.
- Panienko Rose - usłyszałam głos Sharon, tutejszej pielęgniarki, która właśnie wyrwała mnie z zamyślenia. - Doktor Kraft chce z panią porozmawiać - powiedziała i wróciła z powrotem do sali, w której - jak mi się wydawało - leżał Marco. Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę gabinetu, gdzie urzędował lekarz więzienny. Zapukałam, a gdy usłyszałam "proszę" weszłam do środka.
- Dzień dobry - powiedziałam do doktora widząc go siedzącego przy biurku.
- Dzień dobry, Rose - przywitał się i wskazał miejsce naprzeciw siebie. - Chciałem z Tobą porozmawiać o Marco, zapewne wiesz, że próbował popełnić samobójstwo. Znalazłaś go w samą porę, jeszcze kilka minut i wykrwawiłby się na śmierć. Miał szczęście, że się zjawiłaś. Jednak cały czas zastanawiam się nad tym motywem. Rose, wiem, że często z nim rozmawiasz dość często. Powiedz, nie zauważyłaś ostatnio, żeby jakoś dziwnie się zachowywał - spytał i przyjrzał się uważnie.
- Tak, rozmawiam z nim codziennie, ale zachowywał się normalnie, nie zauważyłam nic niepokojącego - odparłam, nie rozumiejąc o co mu chodzi, nie rozumiałam decyzji Marco. Dlaczego blondyn chciał to zrobić ?
- A wiedziałaś o jego dzisiejszej wizycie ? - pokazał mi na laptopie nagranie z monitoringu. Widziałam tam Marco z jakąś kobietą. Była piękna, skądś ją kojarzyłam. Katherine... siostra Isobel.
Co ona tu robiła ? Nagranie zostało przewinięte, kłócili się, Marco płakał, krzyczał, a potem wyszedł z pomieszczenia.
- Panie doktorze, jak on się teraz czuje ? Czy mogę go zobaczyć ? - spytałam zrozpaczona. Jeśli ta nędzna Katherine popchnęła Reusa do tego kroku, zabije ją.
- Miał transfuzję krwi, teraz jest jeszcze nie przytomny, ale jeśli chcesz, możesz do niego iść. Sala 12.
- Dobrze dziękuję - udałam się do sali piłkarza.
Leżał na łóżku, taki bezbronny, nie ruszał się. Usiadłam na krześle, wzięłam go za rękę.
- Marco, kochanie... jesteś dla mnie najważniejszy, obiecuję, za tydzień będziesz już na wolności...


Next = 12 komentarzy   

sobota, 6 września 2014

III " Liczyłam na lepsze powitanie "

" Jeśli byłabyś człowiekiem
Jeśli byłabyś tą, która zakładałem, że jesteś
Nie mogłabyś tego zrobić
Myślałem, że zrobiłem coś...
Ale ona mogła zrobić wszystko, żeby doprowadzić mnie do upadku
I doprowadziła mnie do upadku... "


***
Perspektywa Rose

Moje życie w ostatnim czasie zmieniło się w istne piekło. Nie mogę tak już, nie mogę okłamywać Marco, ojca, samej siebie. Czuje się z tym okropnie. Nie wiem kiedy jestem sobą, nie wiem przy kim. Przy Marco jestem pełną opanowania kobietą, odważną, ale czułą. Gdy przebywam z ojcem zakładam maskę grzecznej, nieśmiałej dziewczynki. A jaka jestem gdy ogarnia mnie samotność ? Tego jeszcze sama nie wiem... Nie odkryłam tego przez 22 lata mojego życia, ale jednego jestem pewna - nie mogę patrzeć na cierpienie MOJEGO blondyna.

Niedawno wróciłam do domu. Dzisiaj w pracy miałam masę trudnych przypadków. Kobietę, która zabiła męża i dwójkę dzieci, bo jak stwierdziła, chciała być znowu "wolna". Byłam tak bardzo zdruzgotana, dlaczego w tych ludziach nie ma ani kropli miłości ? I gdy tak myślę o tym całym złu w więzieniu, di głowy przebija mi się obraz Marco. To nie jest miejsce dla kogoś takiego, jak on. Dla takiego dobrego człowieka, które udało mi się poznać od kilku stron.
Gdy siedziałam tak w kuchni przy kubku gorącej kawy, do domu wszedł ojciec. Wrócił z sądu, zapewne dzisiaj znowu miał jakąś ciężką sprawę. Z zawodu jest prokuratorem, człowiekiem, który wydaje wyroki na innych.
- Cześć - rzucił teczkę na podłogę i usiadł naprzeciwko mnie.
- Hej - odpowiedziałam półgłosem i wbiłam spojrzenie w kubek pełen ciepłego naparu. - Jak było w pracy ? - spytałam unikając łyk .
- Dobrze, poradziłem dzisiaj kilku morderców - powiedział i zawarł ręce. - A u Ciebie jak ?
- Dobrze... - zająkałam się - tato, posłuchaj, musiałeś pomylić się w jednej sprawie - zaczęłam nerwowo przebierać palcami.
- Marco Reus, on jest niewinny - ojciec uderzył pięścią w stół.
- Rose ! O czym ty mówisz ?! Reus to morderca ! Zabił narzeczoną z zimną krwią !
- Tato, rozmawiałam z nim, codziennie. On jest dobrym człowiekiem - upierałam się przy swoim.
- Rose, nie znasz go. To morderca ! - widziałam złość w jego oczach.
- Ty go nie znasz ! - wstałam od stołu i schodami ruszyłam na górę, a później do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Po moich policzkach pociekły łzy. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale nie, że aż tak. Jedno wiem jednak na pewno, nie spocznę dopóki Reus nie wróci na wolność.


***
Perspektywa Marco

Czy wiecie jak to jest żyć w świadomości, że nikogo się już na tym świecie nie posiada ?
Że wszystkie najważniejsze osoby w waszym życiu tak po prostu odeszły. Uwierzyły w fałszerstwa jakie wygadywano na wasz temat, a jeszcze inne przyczyniły się da skazania was na kilkanaście lat pozbawienia wolności. Tak właśnie w skrócie wygląda moje życie, które zaczęło się kilka miesięcy temu. Życie, w którym ostatnio pojawiła się maleńka plamka nadziei. Moją nadzieja stała się pewna długowłosa brunetka o czekoladowych oczach. Rose. Nie wiem dlaczego, ale wierzę jej, wierzę w każde jej słowo. Jestem zaczarowany jej postawą, pewnością siebie, czułością, uczciwością. Ona jest zupełnie inna niż Isabel, nie sposób odnaleźć w nich podobne cechy. Rose sprawia, że mimo mojej fatalnej, wręcz beznadziejnej sytuacji jest cień szansy na lepsze jutro. Nie wiem dlaczego się tak przy niej czuję, ale dla mnie to nowe uczucie. Mam nadzieje, ze jednak nigdy nie zgaśnie, a Rose będzie zawsze przy mnie, bo ja, tak najzwyczajniej w świecie potrzebuje jej,tuż obok.

Dzisiaj w południe przyszedł strażnik, aby zaprowadzić mnie na obiad. Ucieszyłem się, po raz pierwszy od pobytu za kratami zostanę z nich choć na chwilę wypuszczony. Przez ponad miesiąc byłem przetrzymywania niczym zwierzę w klatce. Ale od dzisiaj to wszystko się zmieni. Rose udało się przekonać władze więzienia, że moje jadąc z innymi, że nie jestem dla nikogo zagrożeniem. Tak więc szedłem, jadłem to świństwo i szedłem do czytelni i wracałem z powrotem.
Jednak dzisiaj coś się zmieniło. Erik - wysoki i muskularny strażnik - powiadomił mnie, że będę miał gościa. Nie wiedziałem kogo mam się spodziewać. Ojca ? Matki ? Jakiegoś "przyjaciela" ? Wszystkich, ale na pewnie nie jej. Katherine. Piękna Katherine o ciemnych długich lokach i oczach tak błękitnych jak środek oceanu. Katherine, która mnie kochała. Katherine, która była siostrą mojej ukochanej...
Usiadłem na krześle przy szybie, która nas oddzielała. Uśmiechnęła się na mój widok.
Zaraz, to było dziwne. Przecież siedzę tutaj bo podobno "zabiłem" jej siostrę.
- Co tu robisz Katherine ? - spytałem bez ogródek.
- No cóż, liczyłam na lepsze powitanie - uśmiechnęła się przebiegle.


Next = 8 komentarzy