wtorek, 23 grudnia 2014

VII " It's Impossible "








"Do­piero późną nocą, przy szczel­nie zasłoniętych ok­nach gry­ziemy z bólu ręce, umiera­my z miłości."


Perspektywa Marco

- To ona Marco, to ona zabiła Isabel. Katherine zabiła Belle - powiedziałem patrząc przyjacielowi w oczy. Nagle jego dobry humor gdzieś zniknął. Mario zbladł, jego chłopięca twarz nabrała surowego wyrazu, a do oczu wdarła się nutka... żalu, a może jednak pogardy ?
- Nie wierzę Ci Marco - powiedział i podniósł się z krzesła - Kat nie zrobiłaby czegoś takiego. Isabel była jej ukochaną siostrą. Jakub możesz w ogóle tak kłamać ? - spytał i z rozczarowaniem pokręcił głową.
- Do cholery jasnej, dlaczego mi nie wierzysz, Mario ? Isa była w ciąży, powiedziała o tym Kat, ta z zazdrości ją zabiła. Przyznała mi się Mario, sumienie nie dawało jej spokoju - chciałem do niego podejść, ale odetchnął mnie.
- Marco, jesteś cholernym sukinsynem. Może to jednak ty ja zabiłeś, co ? - syknął złośliwie - Przyznaj się, nie chciałeś tego dziecka, nie chciałeś babrać się w pieluchach. Przecież to oczywiste, że zawsze wolałeś te swoje dzięki i narkotyki.
- Mario... - chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwał.
- A to Rose co do mnie przyszła ? Co jej powiedziałeś, że ci uwierzyła ? A może ją pieprzysz, przecież jesteś zdolny do wszystkiego - zaśmiał się, a ja juz nie mogłem wytrzymać. Jak on mógł obrażać Rose ?
- Wynos się ! Wynocha ! - krzyknąłem - Idź do Kat, jesteście siebie warci. Tylko wiesz co ? ONA CIĘ NIE CHCE. Zrobiłaby wszystko bym tylko dobrał się jej do majtek - powiedziałem i wyszedłem z sali spotkań.
W tym momencie moja przyjaźń z Mario runęła nieodwracalnie.

 

Wiedziała, że nie może działać impulsywnie, jednak coś, pewna świadomość nie pozwalała jej umysłowi choć na chwilę się odprężyć. Ta dziewczyna coś wiedziała, Katherine musiała coś wiedzieć i Rose była tego pewna. Chciała jak najszybciej z nią porozmawiać, wypytać o wszelkie szczegóły.
- Rose, błagam, musisz się uspokoić - Lisa dotknęła jej ramienia, przypuszczała jednak, że jej prośby i nalegania nic nie dadzą. Green była bowiem osobą, do której nic nie docierało, gdy ustaliła sobie punkt wyjściowy.
- Tak Lisa, wiem - rzuciła wymijająco nawet na nią nie patrząc.
- Rose, pamiętaj, że od tego spotkania zależy przyszłość Marco, wasza przyszłość - na te słowa młoda psycholog zarumieniła się, jeszcze nigdy nikt nie użył wobec niej i piłkarza zwrotu "wy", "wasza". To było trochę dziwne, zważywszy na to, że nie wiedziała czy jego uczucia są prawdziwe. Jednak podobało jej się to. Podobał jej się aspekt spędzenia przyszłości z Marco. Bo przecież kochała go, prawda ? W jego towarzystwie czuła się inaczej, czuła się szczęśliwsza, a przede wszystkim po raz pierwszy czuła się potrzebna...
- Lisa błagam Cię, to trochę krępujące, po prostu wejdźmy do środka. Obiecuję, że będę uważać - pociągnęłam ją za rękę w stronę domu o numerze 34, a gdy byłyśmy pod drzwiami, zawahałam się. Czy to na pewno dobre rozwiązanie ? Było już jednak za późno. Jej przyjaciółka wcisnęła guzik dzwonka, a Rose mogła już usłyszeć ludzkie kroki zbliżające się do nich. Jej serce zaczęło bić szybciej, chciała uciec, ale w tym samym momencie drzwi się otworzyły i stanęła przed nimi śliczna dziewczyna o dużych oczach i pełnych ustach.
- Dzień dobry - zaczęła Lis - Nazywam się Heather Muller, a to moja przyjaciółka Marie Smith. Czy moglibyśmy chwilę z panią porozmawiać, Katherine ? - dziewczyna spojrzała na nas przestraszona, jednak po chwili jej mowa wróciła.
- Oh, Katherine to moja siostra, ja nazywam się Isabel, Bella. Ale zapraszam do środka, Kat zaraz powinna wrócić - w tym momencie nogi Rose w odmówiły posłuszeństwa.
Przecież to niemożliwe... Green spojrzała na swoją przyjaciółkę z przerażeniem, jednak ta weszła juz do środka.




Hej kochane ! 
Jak minęły Wam ostatnie tygodnie ? U mnie wszystko dobrze. Chyba wreszcie wrócę ponownie do pisania, brakuje mi tego, a przede wszystkim sprawia mi to wielką przyjemność. 
Jesteście zaskoczone dzisiejszym zakończeniem ?
Czy to rzeczywiście Isobel, a może ktoś kto podszywa się pod jej osobę.
Przepraszam, że rozdział jest taki krótki, postaram się żeby następny był dużo dłuższy. 

POJAWI SIĘ ON DOPIERO JAK BĘDZIE TUTAJ 7 KOMENTARZY !

Chciałabym wam jeszcze życzyć Wesołych Świąt wśród rodziny i wielu prezentów pod choinkę : 

Zostawiam was w towarzystwie Naszego Blondaska <3 Myślicie, że Marco przejdzie do Realu jeszcze w tym okienku :(

Pozdrawiam, Nat !

5 komentarzy:

  1. Och Nat, w końcu wróciłaś! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
    Wiedziałam, że w końcu wrócisz z nowymi siłami i pomysłami.
    Mimo, że krótki rozdział to cudowny.
    A końcówka mnie zaskoczyła. Czy to Isabel? Czy to możliwe? I ta zrujnowana przyjaźń chłopców. Tak wiele w jednym rozdziale. Musze dojść do siebie. ;0
    Potrafisz zbudować napięcie.
    Czekam z niecierpliwością na więcej.
    Weny i wesołych świąt życzę. :3
    Nie mogę się doczekać kiedy znowu Cię zobaczę, mam nadzieję, że do sylwestra wytrzymam.
    Trzymaj się kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. WRESZCIE <3 <3
    Pączek, zawiodłam się na Tobie. I to bardzo.
    A ta końcówka... Isa? Bella żyje?o mejn got, to się porobiło w takim razie :o
    Tobie także życzę Wesołych Świąt i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie się cieszę z Twojego powrotu! <3
    Nie spodziewałam się takiego zakończenia... Może to Katherine podszywa się pod Isabell? Ona chyba nie mogła wyjść z grobu, prawda?
    Czekam na następny rozdział. :*
    Buziaki :*
    PS. Zapraszam do siebie. :3

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki i wzajemnie! Twój rozdział to świetny prezent ;) Isabel...? Myślę, że to jednak jakaś ,,pułapka" pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Tęskniłam za tym opowiadaniem.
    Świetne. Wesołych. :*

    OdpowiedzUsuń