sobota, 27 grudnia 2014

VIII "Bałam się "


" Nie śmierć rozdziela ludzi, tylko brak miłości "



Rose była tak bardzo zdezorientowana. Nie wiedziała jak ma się zachować, co myśleć. Jeszcze kilka godzin temu uważała, że Marco, jej ukochany jest pogrążony w żałobie po stracie ciężarnej narzeczonej. Tymczasem ta sama dziewczyna stoi przed nią i przed jej przyjaciółką, z którą ucina sobie przyjacielską pogawędkę. Green się bała, naprawdę bała się, że to jakiś podstęp, że Katherine podszywa się pod swoją siostrę i zaraz wpędzi ją do grobu. Dyskretnie wyciągnęła telefon z kieszeni i wysłała krótką wiadomość do ojca.
" Mam kłopoty, to nie żart "
Nie dodała nic więcej. Wiedziała, że zdoła namierzyć jej telefon. Pytanie tylko czy zdąży przeczyta jej sms na czas...
- Heather, proszę wejdźcie do salonu, nie będziecie przecież czekały w holu - uśmiechnęła się brunetka i gestem dłoni ponagliła dziewczyny.
Gdy usiadły Lisa odezwała się. - Powiedz mi jak to możliwe, że Kat nigdy nie wspominała o tak fantastycznej siostrze - Lisa uśmiechnęła się do niej szeroko i prawie... szczerze ? Czyżby zdawała sobie sprawę z całego tego zamieszania ?
- Oh, tak naprawdę Kat ma dwie siostry, a właściwie miała... Blair, moja bliźniaczka kilka miesięcy temu popełniła samobójstwo. Była chora, bardzo chora i nie radziła sobie z tym. Ja zresztą też byłam chora, ale na szczęście wyleczono mnie - uśmiechnęła się smutno. - Strasznie mi jej brakuje, to co nas łączyło nigdy nie będzie przypominało mojej relacji z Katherine, dużo się kłócimy.
- Bello, jeśli można spytać, na co byłaś chora ? - w tym momencie pierwszy raz włączyłam się do rozmowy.
- Oczywiście, nie krępuj się. Miałam białaczkę, ale na szczęście udało mi się pokonać tego gada, który we mnie siedział. Szkoda tylko, że w tym czasie straciłam dwie tak bliskie mi osoby - zasmuciła się, a Rose wiedziała juz jaka będzie jej odpowiedz.
- Najpierw straciłam najlepszego faceta pod słońcem. Nazywał się Marco i grał w miejscowej drużynie. Może go kojarzycie. Przed wyjazdem do kliniki w Paryżu prosiłam Kat, aby wszystko mu wyjaśniła i błagała, żeby na mnie zaczekał. On tylko wyśmiał ją i powiedział, że już nic dla niego nie znaczę. To był pierwszy cios. A potem Blair się powiesiła. Ta wiadomość wplątała mnie w depresję. Nic nie jadłam, nie chciałam się leczyć, chciałam tylko zapaść w długi, głęboki sen, z którego więcej się nie obudzę - po policzkach Isabel pociekły łzy. Rose zrobiło się jej żal, naprawdę. Nie zmieniało to jednak faktu, że musi powiedzieć jej cała prawdę, prawdę, którą zataiła Katherine.
- Iso, ja... Ja znam Marco, wiem gdzie on teraz jest - wyszeptała cicho Rose, nerwowo bawiąc się rękoma. Myślała, że się rozpłacze. Zaraz jej życie straci całkowity sens, straci Reus'a.
- Co ? Błagam powiedz mi co się z nim dzieje - jej smutne oczy ożywiły się i teraz Green była pewna. Ta dziewczyna, Isabel, nigdy nie przestała kochać piłkarza. Co więcej, była nawet gotowa do niego wrócić.
- Jest w więzieniu, zastał oskarżony o zabójstwo - wyszeptała.
- Czyje ? - dziewczyna złapała się ze zdenerwowania za serce, czy to był na pewno dobry moment na tę wiadomość ?
- Twoje.



***

Tymczasem Thomas Green siedział w jednym z policyjnych aut i strasznie martwił się o swoją córkę. Ostatnio zauważył, że Rose dziwnie się zachowuje, ale nie miał czasu z nią o tym porozmawiać. Ciągle przesłuchania i rozprawy. Po śmierci żony całkowicie wdał się w wir pracy, zapomniał o swojej rodzinie... Poza tym córka nie odzywała się do niego od dłuższego czasu, od czasu rozmowy na temat Reus'a. Nie rozumiał dlaczego Rosie go broniła, przecież to zwykły morderca. Człowiek bez uczuć. Choć może... Może się pomylił, a jego córka doszła do jakiś ważnych informacji, którymi chciała się z nim podzielić. Może za wcześnie spisał go na straty. Od razu uznał go za winnego, nie dał mu tego, czego jego córka daje każdemu. Nie dla mu szansy.
- Tom, jesteśmy na miejscu - jego kolega, policjant zatrzymał samochód przed małym, beżowym domem. Wszyscy z trzech policyjnych samochodów wyszłi i skierowali się w stronę drzwi, które były otwarte. Weszli do środka. Thomas w salonie dostrzegł trzy dziewczyny. Rose i Lisę, przyjaciółkę jej córki, a obok na kanapie siedziała... nie to nie możliwe. Po chwili usłyszał głos.
- Tato, poznaj Isabel Marie Smith. Dziewczynę, którą rzekomo zabił Marco Reus...c.d.n.

wtorek, 23 grudnia 2014

VII " It's Impossible "








"Do­piero późną nocą, przy szczel­nie zasłoniętych ok­nach gry­ziemy z bólu ręce, umiera­my z miłości."


Perspektywa Marco

- To ona Marco, to ona zabiła Isabel. Katherine zabiła Belle - powiedziałem patrząc przyjacielowi w oczy. Nagle jego dobry humor gdzieś zniknął. Mario zbladł, jego chłopięca twarz nabrała surowego wyrazu, a do oczu wdarła się nutka... żalu, a może jednak pogardy ?
- Nie wierzę Ci Marco - powiedział i podniósł się z krzesła - Kat nie zrobiłaby czegoś takiego. Isabel była jej ukochaną siostrą. Jakub możesz w ogóle tak kłamać ? - spytał i z rozczarowaniem pokręcił głową.
- Do cholery jasnej, dlaczego mi nie wierzysz, Mario ? Isa była w ciąży, powiedziała o tym Kat, ta z zazdrości ją zabiła. Przyznała mi się Mario, sumienie nie dawało jej spokoju - chciałem do niego podejść, ale odetchnął mnie.
- Marco, jesteś cholernym sukinsynem. Może to jednak ty ja zabiłeś, co ? - syknął złośliwie - Przyznaj się, nie chciałeś tego dziecka, nie chciałeś babrać się w pieluchach. Przecież to oczywiste, że zawsze wolałeś te swoje dzięki i narkotyki.
- Mario... - chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwał.
- A to Rose co do mnie przyszła ? Co jej powiedziałeś, że ci uwierzyła ? A może ją pieprzysz, przecież jesteś zdolny do wszystkiego - zaśmiał się, a ja juz nie mogłem wytrzymać. Jak on mógł obrażać Rose ?
- Wynos się ! Wynocha ! - krzyknąłem - Idź do Kat, jesteście siebie warci. Tylko wiesz co ? ONA CIĘ NIE CHCE. Zrobiłaby wszystko bym tylko dobrał się jej do majtek - powiedziałem i wyszedłem z sali spotkań.
W tym momencie moja przyjaźń z Mario runęła nieodwracalnie.

 

Wiedziała, że nie może działać impulsywnie, jednak coś, pewna świadomość nie pozwalała jej umysłowi choć na chwilę się odprężyć. Ta dziewczyna coś wiedziała, Katherine musiała coś wiedzieć i Rose była tego pewna. Chciała jak najszybciej z nią porozmawiać, wypytać o wszelkie szczegóły.
- Rose, błagam, musisz się uspokoić - Lisa dotknęła jej ramienia, przypuszczała jednak, że jej prośby i nalegania nic nie dadzą. Green była bowiem osobą, do której nic nie docierało, gdy ustaliła sobie punkt wyjściowy.
- Tak Lisa, wiem - rzuciła wymijająco nawet na nią nie patrząc.
- Rose, pamiętaj, że od tego spotkania zależy przyszłość Marco, wasza przyszłość - na te słowa młoda psycholog zarumieniła się, jeszcze nigdy nikt nie użył wobec niej i piłkarza zwrotu "wy", "wasza". To było trochę dziwne, zważywszy na to, że nie wiedziała czy jego uczucia są prawdziwe. Jednak podobało jej się to. Podobał jej się aspekt spędzenia przyszłości z Marco. Bo przecież kochała go, prawda ? W jego towarzystwie czuła się inaczej, czuła się szczęśliwsza, a przede wszystkim po raz pierwszy czuła się potrzebna...
- Lisa błagam Cię, to trochę krępujące, po prostu wejdźmy do środka. Obiecuję, że będę uważać - pociągnęłam ją za rękę w stronę domu o numerze 34, a gdy byłyśmy pod drzwiami, zawahałam się. Czy to na pewno dobre rozwiązanie ? Było już jednak za późno. Jej przyjaciółka wcisnęła guzik dzwonka, a Rose mogła już usłyszeć ludzkie kroki zbliżające się do nich. Jej serce zaczęło bić szybciej, chciała uciec, ale w tym samym momencie drzwi się otworzyły i stanęła przed nimi śliczna dziewczyna o dużych oczach i pełnych ustach.
- Dzień dobry - zaczęła Lis - Nazywam się Heather Muller, a to moja przyjaciółka Marie Smith. Czy moglibyśmy chwilę z panią porozmawiać, Katherine ? - dziewczyna spojrzała na nas przestraszona, jednak po chwili jej mowa wróciła.
- Oh, Katherine to moja siostra, ja nazywam się Isabel, Bella. Ale zapraszam do środka, Kat zaraz powinna wrócić - w tym momencie nogi Rose w odmówiły posłuszeństwa.
Przecież to niemożliwe... Green spojrzała na swoją przyjaciółkę z przerażeniem, jednak ta weszła juz do środka.




Hej kochane ! 
Jak minęły Wam ostatnie tygodnie ? U mnie wszystko dobrze. Chyba wreszcie wrócę ponownie do pisania, brakuje mi tego, a przede wszystkim sprawia mi to wielką przyjemność. 
Jesteście zaskoczone dzisiejszym zakończeniem ?
Czy to rzeczywiście Isobel, a może ktoś kto podszywa się pod jej osobę.
Przepraszam, że rozdział jest taki krótki, postaram się żeby następny był dużo dłuższy. 

POJAWI SIĘ ON DOPIERO JAK BĘDZIE TUTAJ 7 KOMENTARZY !

Chciałabym wam jeszcze życzyć Wesołych Świąt wśród rodziny i wielu prezentów pod choinkę : 

Zostawiam was w towarzystwie Naszego Blondaska <3 Myślicie, że Marco przejdzie do Realu jeszcze w tym okienku :(

Pozdrawiam, Nat !

środa, 3 grudnia 2014

...

Przepraszam Was bardzo, ale z dniem dzisiejszym muszę zakończyć moją przygodę z pisaniem. W moim życiu zabrakło inspiracji, nie mam weny. Kołatają mną sprzeczne emocje i nie chcę pod wpływem impulsu dodać rozdziału, który zniszczy wszystko to co sobie zaplanowałam na początku. W tym momencie umiem pisać tylko czarne scenariusze, ale chyba nikt nie chce, żeby historie Rose i Eleny zakończyły się w ten sposób. Przepraszam jeśli was zawiodłam... Jak na razie moja decyzja jest niezmienna, wiem że będę tego żałowała, ale obiecuję Wam, że nie przestanę próbować i w końcu napisze dla Was coś sensownego i godnego uwagi. Obiecuję też, że wrócę, o ile będziecie chciały jeszcze czytać moją marną twórczość.

Żegnam się z Wami teraz, trzymajcie się ciepło !

sobota, 8 listopada 2014

wtorek, 28 października 2014

Zapraszam

Zapraszam was na mojego nowego bloga, tym razem o Mario Goetze. Nie zabraknie tam również Marco i pozostałych Borussen.
Mam nadzieję, że wpadniecie i zostawicie po sobie jakiś ślad.
http://zabijasz-mnie-kochanie.blogspot.com/

P.S. Nowy rozdział na tym blogu pojawi się jeszcze w tym tygodniu, jeśli pod ostatnim rozdziałem będzie chociaż 8 komentarzy.
Pozdrawiam N. !  

wtorek, 21 października 2014

VI " Nie mam już siły "

" Jak wiele chwil mieści się w życiu ?
Jak dużo prób potrzebuje serce ? "






Czasem zastanawiam się jak dalej potoczy się moje życie. Siedząc samotnie w pokoju próbuje dojść do wniosku, w jaki sposób mam pomoc Marco. Mojemu ukochanemu, który powinien zacząć nową drogę, który powinien się cieszyć, grać w piłkę, a nie siedzieć w ciasnej celi. Był tylko jeden problem. Nie wiedziałam w jaki sposób mam to zrobić. Nigdy nie organizowałam ucieczki z więzienia, nigdy nie przypuszczałam, że będę coś takiego robić. Jednak tym razem muszę, bo ten blondyn o niebieskich oczach jest najlepszym człowiekiem jakiego poznałam w życiu. Taki ciepły, taki kochany, a zarazem tajemniczy i czasem sprawiający wrażenie niebezpiecznego. Ale obiecałam mu, obiecałam to sobie, a gdy usłyszałam te dwa słowa z jego ust, coś pękło. " Kocham Cię ". Poemat, który chciałabym, żebyśmy dalej pisali wspólnie. Jednak czy nam to się uda ? Czy słowa Marco były prawdziwe ? Nie kłamał ? Przecież to nie możliwe, żeby w tak krótkim czasie przestał kochać Isabel.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk przechodzącego połączenia, spojrzałam na wyświetlacz. Lisa, była ona moją przyjaciółką, jedyną, a zarazem najbliższą mojemu sercu. Postanowiłam odebrać.
- Tak - wyszeptałam cicho.
- Rose ! - pisnęła uradowana - myślałam, że coś się stało. Dlaczego nie odbierałaś moich telefonów ? - spytała z lekkim wyrzutem. Tak, miała rację. Przez ostatnie dwa tygodnie odrzucałam jej połączenia, ale ja po prostu nie umiałam z nikim rozmawiać.
- Lis, przepraszam... Ten ostatni czas był dla mnie bardzo trudny. Nie widziałam co mam robić, nie chciałam obarczać cie moimi problemami, bo wiem, że i tak masz dużo pracy - panna Pole była redaktorką naczelną w jednym z czasopism w Dortmundzie.
- Green ! - krzyknęła. - Przecież wiesz, że zawsze możesz zadzwonić do mnie z każdym problemem. Mam przyjechać ? - spytała z nutką nadziei w głosie.
- Tak - powiedziałam i rozłączyłam się. Wiem, że ta rozmowa nie będzie należała do łatwych, ale czy moje życie jest łatwe ? Nie, ale Lisa może pomóc mi coś w nim zmienić...




Leżałem na łóżku w mojej sali w szpitalu i wpatrywałem się w sufit. Było mi smutno, Rose jeszcze dzisiaj mnie nie dowiedziała i patrząc na dzień za oknem, dzisiaj już raczej się to nie stanie. Czyżby się rozmyśliła ? Postanowiła mnie zostawić ? Chyba bym tego nie przeżył. Rose jest dla mnie najważniejsza, czuje do niej coś więcej niż przyjaźń. Do mojej sali wszedł lekarz, który podał mi jakieś leki, a potem usiadł na krześle obok.
- Panie Reus, dzisiaj przyszedł do nas list z sądu z prośbą o widzenie - powiedział.
- A kto chce się ze mną zobaczyć ? - spytałem i popatrzyłem na moje pokryte bliznami nadgarstki.
- Pan Mario Götze.

I wtedy mnie zatkało. Mario. Mój przyjaciel. Brat, który wyparł się mojej osoby, gdy dowiedział się o zbrodni. Uwierzył komuś innemu, a nie mi. Uwierzył, a teraz tak po prostu po tym wszystkim chce się ze mną widzieć.

- Wyraża pan zgodę ? - spytał mężczyzna, o którego obecności całkiem zapomniałem.
- Tak - odpowiedziałem automatycznie.
- Pan Götze będzie tu za godzinę - powiedział i wyszedł.




- Kochanie, nie płacz - Lisa przytuliła mnie do piersi.
- Lis, co ja mam zrobić ? - spytałam.
- Kochanie, powiedz, wierzysz mu ? - spytała.
- Tak, wierzę. On nie mógłby tego zrobić, jest dobry, kochany. Ufam mu.
- Kochasz, prawda ?
- Oh Lisa, tak. Kocham go. Uwielbiam jego śmiech, nienawidzę jego smutku, nie mogę patrzeć na jego nadgarstki - płakałam. Przed oczami stanął mi obraz piłkarza w kałuży krwi.
- Ale nie można prawnie udowodnić jego niewinności ? - spytała.
- Lisa, tę sprawę prowadził mój ojciec - westchnęłam.
- To co to za problem ? - spytała.
- Rozmawiałam z nim na ten temat, nie chce nawet słowa słyszeć o Marco Reusie - wyzaliłam się.
- Rose, pomysł, kto mógłby cokolwiek o tym wiedzieć ?
- Katherine - wyszeptałam.
- Kim jest Katherine ?
- To siostra Isabel...




- Mario - wyszeptałem widząc przyjaciela siedzącego na krześle. Götze wstał i podszedł do mnie. Nie wiedział jak ma się zachować, jednak po chwili znaleźliśmy się w krótkim uścisku.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało - powiedział i gestem dłoni wskazał na dwa fotele stojące pod ścianą. Przez chwilę nie odzywałem się do siebie, jednak postanowiłem to zmienić.
- Po co przyszedłeś ? - spytałem bawiąc się swoimi palcami.
- Ja... ja pomyślałem wszystko. To nie jeśli możliwe, żebyś ją zabił. Tak bardzo ją kochałeś...
-Katherine... - wyszeptałem. Wiedziałem, że mój przyjaciel był skrycie zakochany w siostrze mojej narzeczonej. Ta jednak stałe go odrzucała, mając nadzieję na jakiś gest z mojej strony.
- Co moja mała, słodka Katherine ? - spytał, a ja nie wytrzymując walnąłem pięścią w stół.
- Nic o niej nie wiesz ! - warknąłem.
- Masz rację, ale ona bardzo przeżywa śmierc siostry - powiedział.
- Mario, to ona, to ona zabiła Bellę...



piątek, 10 października 2014

V "Zmieniłem się "

***

Rozdział z dedykacją dla #Enny


To mnie zabija, zabija mnie ta świadomość, że nigdy nie pokochasz mnie tak jak ja Ciebie 




Perspektywa Rose

Kilkanaście godzin później

Około północy


Siedziałam przy łóżku blondyna już od kilku godzin. Żadne sile nie udało się mnie odciągnąć do domu. Marco jeszcze ani razu nie odzyskał przytomności. Zmartwiona pytałam o to lekarza, ten stwierdził jednak, że to normalne. Teraz trzymałam jego ciepłe dłonie w swoich i gładziłam opuszkami palców jego skórę. Po moich policzkach pociekły łzy. Łzy przerażenia. Łzy bezsilności. Łzy niedoli.

- Kochanie, obudź się proszę - szeptałam.

Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Słuchałam bicia jego serca, serca, które nigdy nie będzie pałało miłością do mojej osoby.

- Rose - usłyszałam jego szept. - Rose - pogładził mnie dłonią po włosach. - Kochanie jestem tutaj, nie płacz... - poderwałam się z miejsca. Z jednej strony byłam wściekła. Jak on mógł mi to zrobić ? Jednak gdy usłyszałam jego głos, poczułam jego dotyk, coś pękło...

- Co sobie myślałeś ? - spytałam z rozpaczą w głosie.

- Dlaczego chciałeś to zrobić ? Dlaczego ? Pomyślałeś o mnie ? O tym jak ja to przyjmę ? Jak sobie z tym poradzę ?! - krzyknęłam, osunęłam się w dół po ścianie i zaczęłam szlochać...


***

Płakali oboje. Ona z poczucia bezsilności. On, że przez swoje zachowanie doprowadził ją do upadku, bo doprowadził ją do upadku.

- Rose - szepnął, jednak nie reagowała, przeżywała swoją własną tragedię życiową.

- Rose, proszę wybacz mi - chłopak popatrzył na swoje pokryte bandażami nadgarstki. Tak bardzo TEGO chciał, jego życie drastycznie się zmieniło. Ona. Jej słowa były dla niego niczym ostry nóż wbity w jego serce. Miała rację, był egoistą, nawet przez chwilę nie pomyślał o brązowookiej. Ale to był impuls, musiał to zrobić, musiał sobie ulżyć. żyletka przecinająca jego skórę ukajała jego myśli. Posunął się za daleko, ale nie wiedział kiedy przestać.

- Rose, proszę podejdź tu - powiedział stanowczym głosem.

- Rose, kurwa, słyszysz ! - krzyknął. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego. Wstała z podłogi i ruszyła chwiejnym krokiem w stronę łóżka. Chłopak poklepał miejsce obok siebie dając znak żeby usiadła. Odgadnął kosmyk jej włosów za ucho.
- Oh, Rose, jesteś taka piękna - wyszeptał i pokładził jej mokry od łez policzek. - Mała Rosie, śliczna i grzeczna dziewczynka.
- Reus, przestań się wygłupiać - fuknęła - dlaczego to zrobiłeś ? - spytała dotykając jego bandaży.
- Kochanie,wiesz jaki kiedyś byłem ? - spytał i zaśmiał się krótko. Był trochę jak na haju, to wszystko przez te środki przeciwbólowe.
- Wiesz jaki byłem zanim poznałem Bellę ? - nie wiedziała, wpatrywała się w milczeniu w jego piękne oczy.
- Nie ? To ci powiem... - wyszeptał. - Byłem zimnym draniem, wyrywałem laski by tylko je zaliczyć. Nowa noc, kolejna dziwka. Piłem, imprezowałem, biłem się, paliłem. Byłem okropny, ale kiedy poznałem Bellę, zmieniłem się. Na lepsze. Teraz kiedy zdrowy rozsądek został zagłuszony przez te wszystkie zdarzenia, mam taką ochotę... - nie dokończył.
- Na co masz ochotę Reus ? - spytała opanowywując na chwilę szloch.
- Mam takie nieczyste myśli. Chciałbym robić z tobą najróżniejsze rzeczy, chciałbym uprawiać z tobą sex, ale nie mogę. Kocham Cię, nie chce cię wykorzystać. - powiedział i zemdlał pozostawiając dziewczynę samą z myślami.


czwartek, 18 września 2014

IV " Kocham Cię "

"  Ciągle marz, nie przestawaj oddychać, zwalcz te demony
i sprzedaj swoją duszę, a nie całego siebie.
Jeśli zobaczą to kiedy będziesz spał, spraw, by odeszli.
I już nawet nie mogę zobaczyć czy to tam jest, już nie..."

***
Perspektywa Marco

- Katherine, co ty tutaj robisz ? - spytałem bez ogródek.
- No cóż, liczyłam na milsze powitanie - uśmiechnęła się leniwie.
- Kat, spytałem się o coś - burknąłem. Naprawdę nie rozumiałem motywu wizyty siostry mojej narzeczonej.
- Marco, chciałam Cię przeprosić - zaczęła i spojrzała na mnie swoimi smutnymi oczami. - To nie miało tak wyglądać. Miriam być razem, tak bardzo tego pragnęłam - zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami.
- O czym tu mówisz ? - spytałem nie rozumiejąc o co jej chodzi - Katherine, coś ty zrobiła ? - ta dziewczyna zawsze była dziwna i nieprzewidywalna, ale nigdy aż tak.
- Ona mi powiedziała. Oh Marco, miałeś zostać ojcem, wtedy nie byłoby dla nas szansy. Jesteś młody, powinieneś się bawić, trenować, a nie siedzieć w pieluchach.
- Marco - wyszeptała, po jej policzku pociekła pojedyncza łza. - Ja nie wytrzymałam. Kochanie, ona na Ciebie nie zasługiwała. To ja powinnam być przy tobie, wspierać - nie mogłem uwierzyć w jej słowa.
- Katherine...
- To ja, to ja ją zabiłam. Upozorowałam samobójstwo. Kochanie, znalazłeś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
- Zabiłaś ją ! Zabiłaś Bellę i moje dziecko ! - wydarłem się, po moich policzkach ciekły strugi łez.
- Marco, przepraszam... - chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem.
-Wynoś się ! Jesteś zwykłą suką ! Zgnij w piekle - powiedziałem i opuściłem pokój wizyt. Mój świat całkowicie się zawalił. Najbliższa osoba mojej narzeczonej tak po prostu ją zamordowała. Ją i moje malutkie dziecko. Mojego Reusa, moje maleństwo. Katherine, coś ty zrobiła ?

***
Kilka godzin później
Perspektywa Rose

Właśnie szłam przez korytarz więzienny, który miał zaprowadzić mnie do celi Reusa. Gdy już tam byłam, z kieszeni wyjęłam klucze i otworzyłam kraty. Blondyn leżał na pryczy, wydawało mi się, że śpi. Jednak gdy podeszłam bliżej na podłodze dostrzegłam kałuże krwi. Szybko pobiegłam do niego i zaczęłam nim potrząsać.
- Marco, Marco - nie reagował, był nieprzytomny. - Pomocy ! - krzyknęłam. - Niech ktoś mi pomoże ! - po moim policzku pociekła łza. Tak bardzo się bałam, tak bardzo się bałam, że przytyłam za późno. Reus, nie... nie rób mi tego.
Po chwili do celu wpadło dwóch strażników. Gdy zobaczyli o co mi chodzi wzięli chłopaka za kończyny i zanieśli go do więziennego szpitala. Cały czas podążałam za nimi krok w krok. Jeśli coś pójdzie nie tak ? Jeśli mój ukochany odejdzie z tego świata ? Jeśli mnie zostawi ? Nie wytrzymam tego, nie dam rady żyć bez niego. Bo choć wcześniej nie chciałam się do tego przyznać, to teraz mogłam. Jestem nieodwołalnie zakochana w Marco Reus'ie.

***
Godziny mijały, a ja wciąż siedziałam przed salą, do której zabrano mojego ukochanego. Nie wiedziałam co się dzieje, jeszcze nikt nie wyszedł na zewnątrz. Byłam przerażona, bałam się, że coś pójdzie nie tak, że blondyn odejdzie zostawiając mnie samą. Dla mnie jego śmierć byłaby tragedią, której nie umiałabym przeżyć po raz drugi. Gdy miałam dziesięć lat moja mama umarł. Była chora na białaczkę. Chemioterapia nie pomogła, a w tamtych czasach banki szpiku kostnego nie działały tak sprawnie jak dzis. Jej śmierć bardzo na mnie wpłynęła. Przez wiele miesięcy prawie wcale się nie odzywałam, nic nie jadłam, miałam depresję. Mój tata też nie poradził sobie z wiadomością o odejściu ukochanej osoby. Zaczął pić, rzucił pracę, wpadł w alkoholizm, uzależnił się od nikotyny. Otrząsnął się dopiero po roku, gdy sąd rodzinny zagroził pozbawieniem go praw rodzicielskich. Zawsze był surowym ojcem. Nigdy nie pozwalał mi na zbyt dużo. Wyjście na imprezę ? Nie. Chłopak ? Nie. Nocowanie u przyjaciółki ? Nie.
Chciał chronić mnie za wszelką cenę, choć czasem zachowywał się zbyt opiekuńczo. Pewnie gdyby dowiedział się co czuje i jakie plany mam związane z Reus'em, zamknął by mnie w domu i wypuścił dopiero wtedy, gdyby mi przeszło.
- Panienko Rose - usłyszałam głos Sharon, tutejszej pielęgniarki, która właśnie wyrwała mnie z zamyślenia. - Doktor Kraft chce z panią porozmawiać - powiedziała i wróciła z powrotem do sali, w której - jak mi się wydawało - leżał Marco. Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę gabinetu, gdzie urzędował lekarz więzienny. Zapukałam, a gdy usłyszałam "proszę" weszłam do środka.
- Dzień dobry - powiedziałam do doktora widząc go siedzącego przy biurku.
- Dzień dobry, Rose - przywitał się i wskazał miejsce naprzeciw siebie. - Chciałem z Tobą porozmawiać o Marco, zapewne wiesz, że próbował popełnić samobójstwo. Znalazłaś go w samą porę, jeszcze kilka minut i wykrwawiłby się na śmierć. Miał szczęście, że się zjawiłaś. Jednak cały czas zastanawiam się nad tym motywem. Rose, wiem, że często z nim rozmawiasz dość często. Powiedz, nie zauważyłaś ostatnio, żeby jakoś dziwnie się zachowywał - spytał i przyjrzał się uważnie.
- Tak, rozmawiam z nim codziennie, ale zachowywał się normalnie, nie zauważyłam nic niepokojącego - odparłam, nie rozumiejąc o co mu chodzi, nie rozumiałam decyzji Marco. Dlaczego blondyn chciał to zrobić ?
- A wiedziałaś o jego dzisiejszej wizycie ? - pokazał mi na laptopie nagranie z monitoringu. Widziałam tam Marco z jakąś kobietą. Była piękna, skądś ją kojarzyłam. Katherine... siostra Isobel.
Co ona tu robiła ? Nagranie zostało przewinięte, kłócili się, Marco płakał, krzyczał, a potem wyszedł z pomieszczenia.
- Panie doktorze, jak on się teraz czuje ? Czy mogę go zobaczyć ? - spytałam zrozpaczona. Jeśli ta nędzna Katherine popchnęła Reusa do tego kroku, zabije ją.
- Miał transfuzję krwi, teraz jest jeszcze nie przytomny, ale jeśli chcesz, możesz do niego iść. Sala 12.
- Dobrze dziękuję - udałam się do sali piłkarza.
Leżał na łóżku, taki bezbronny, nie ruszał się. Usiadłam na krześle, wzięłam go za rękę.
- Marco, kochanie... jesteś dla mnie najważniejszy, obiecuję, za tydzień będziesz już na wolności...


Next = 12 komentarzy   

sobota, 6 września 2014

III " Liczyłam na lepsze powitanie "

" Jeśli byłabyś człowiekiem
Jeśli byłabyś tą, która zakładałem, że jesteś
Nie mogłabyś tego zrobić
Myślałem, że zrobiłem coś...
Ale ona mogła zrobić wszystko, żeby doprowadzić mnie do upadku
I doprowadziła mnie do upadku... "


***
Perspektywa Rose

Moje życie w ostatnim czasie zmieniło się w istne piekło. Nie mogę tak już, nie mogę okłamywać Marco, ojca, samej siebie. Czuje się z tym okropnie. Nie wiem kiedy jestem sobą, nie wiem przy kim. Przy Marco jestem pełną opanowania kobietą, odważną, ale czułą. Gdy przebywam z ojcem zakładam maskę grzecznej, nieśmiałej dziewczynki. A jaka jestem gdy ogarnia mnie samotność ? Tego jeszcze sama nie wiem... Nie odkryłam tego przez 22 lata mojego życia, ale jednego jestem pewna - nie mogę patrzeć na cierpienie MOJEGO blondyna.

Niedawno wróciłam do domu. Dzisiaj w pracy miałam masę trudnych przypadków. Kobietę, która zabiła męża i dwójkę dzieci, bo jak stwierdziła, chciała być znowu "wolna". Byłam tak bardzo zdruzgotana, dlaczego w tych ludziach nie ma ani kropli miłości ? I gdy tak myślę o tym całym złu w więzieniu, di głowy przebija mi się obraz Marco. To nie jest miejsce dla kogoś takiego, jak on. Dla takiego dobrego człowieka, które udało mi się poznać od kilku stron.
Gdy siedziałam tak w kuchni przy kubku gorącej kawy, do domu wszedł ojciec. Wrócił z sądu, zapewne dzisiaj znowu miał jakąś ciężką sprawę. Z zawodu jest prokuratorem, człowiekiem, który wydaje wyroki na innych.
- Cześć - rzucił teczkę na podłogę i usiadł naprzeciwko mnie.
- Hej - odpowiedziałam półgłosem i wbiłam spojrzenie w kubek pełen ciepłego naparu. - Jak było w pracy ? - spytałam unikając łyk .
- Dobrze, poradziłem dzisiaj kilku morderców - powiedział i zawarł ręce. - A u Ciebie jak ?
- Dobrze... - zająkałam się - tato, posłuchaj, musiałeś pomylić się w jednej sprawie - zaczęłam nerwowo przebierać palcami.
- Marco Reus, on jest niewinny - ojciec uderzył pięścią w stół.
- Rose ! O czym ty mówisz ?! Reus to morderca ! Zabił narzeczoną z zimną krwią !
- Tato, rozmawiałam z nim, codziennie. On jest dobrym człowiekiem - upierałam się przy swoim.
- Rose, nie znasz go. To morderca ! - widziałam złość w jego oczach.
- Ty go nie znasz ! - wstałam od stołu i schodami ruszyłam na górę, a później do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Po moich policzkach pociekły łzy. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale nie, że aż tak. Jedno wiem jednak na pewno, nie spocznę dopóki Reus nie wróci na wolność.


***
Perspektywa Marco

Czy wiecie jak to jest żyć w świadomości, że nikogo się już na tym świecie nie posiada ?
Że wszystkie najważniejsze osoby w waszym życiu tak po prostu odeszły. Uwierzyły w fałszerstwa jakie wygadywano na wasz temat, a jeszcze inne przyczyniły się da skazania was na kilkanaście lat pozbawienia wolności. Tak właśnie w skrócie wygląda moje życie, które zaczęło się kilka miesięcy temu. Życie, w którym ostatnio pojawiła się maleńka plamka nadziei. Moją nadzieja stała się pewna długowłosa brunetka o czekoladowych oczach. Rose. Nie wiem dlaczego, ale wierzę jej, wierzę w każde jej słowo. Jestem zaczarowany jej postawą, pewnością siebie, czułością, uczciwością. Ona jest zupełnie inna niż Isabel, nie sposób odnaleźć w nich podobne cechy. Rose sprawia, że mimo mojej fatalnej, wręcz beznadziejnej sytuacji jest cień szansy na lepsze jutro. Nie wiem dlaczego się tak przy niej czuję, ale dla mnie to nowe uczucie. Mam nadzieje, ze jednak nigdy nie zgaśnie, a Rose będzie zawsze przy mnie, bo ja, tak najzwyczajniej w świecie potrzebuje jej,tuż obok.

Dzisiaj w południe przyszedł strażnik, aby zaprowadzić mnie na obiad. Ucieszyłem się, po raz pierwszy od pobytu za kratami zostanę z nich choć na chwilę wypuszczony. Przez ponad miesiąc byłem przetrzymywania niczym zwierzę w klatce. Ale od dzisiaj to wszystko się zmieni. Rose udało się przekonać władze więzienia, że moje jadąc z innymi, że nie jestem dla nikogo zagrożeniem. Tak więc szedłem, jadłem to świństwo i szedłem do czytelni i wracałem z powrotem.
Jednak dzisiaj coś się zmieniło. Erik - wysoki i muskularny strażnik - powiadomił mnie, że będę miał gościa. Nie wiedziałem kogo mam się spodziewać. Ojca ? Matki ? Jakiegoś "przyjaciela" ? Wszystkich, ale na pewnie nie jej. Katherine. Piękna Katherine o ciemnych długich lokach i oczach tak błękitnych jak środek oceanu. Katherine, która mnie kochała. Katherine, która była siostrą mojej ukochanej...
Usiadłem na krześle przy szybie, która nas oddzielała. Uśmiechnęła się na mój widok.
Zaraz, to było dziwne. Przecież siedzę tutaj bo podobno "zabiłem" jej siostrę.
- Co tu robisz Katherine ? - spytałem bez ogródek.
- No cóż, liczyłam na lepsze powitanie - uśmiechnęła się przebiegle.


Next = 8 komentarzy



piątek, 29 sierpnia 2014

II " Wierzę "


" Zwodziłaś mnie od samego początku, kiedy pozwoliłaś mi zacząć Cię kochać. 
To jest jak garść połamanych ramek, ale zdjęcie wciąż pozostało to samo.
I ja, i ja myślałem, że byłoby łatwiej uciec, ale nogi mam połamane. "



- Nazywam się Rose i jestem tu by Ci pomóc Marco - brunetka spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. Mimowolnie wstałem i zacząłem zdenerwowany krążyć po celi.
- Nie ! Nie chcę nikogo widzieć ! Nie chcę, rozumiesz ?! Jeśli tak bardzo chcesz mi pomóc to mnie wypuść ! - z całej siły walnąłem dłonią w ścianę. Bol był ogromny, jednak teraz nie zwracałem na to uwagi.
Rose wstała i podeszła do mnie. Jej kroki były pewne, w żadnym, nawet najmniejszym stopniu nie obawiała się mnie.
- Posłuchaj, będzie dobrze położyła swoją smukłą dłoń na moim ramieniu, a potem, tak po prostu, przytuliła mnie. Przytuliła jak matka, która chce ochronić swoje dziecko przed całym światem. - Porozmawiajmy - wskazała na łóżko, którego tak nienawidziłem. Ona zadowała mi pytania, a ja odpowiadałem. Nie była z policji, ani z prokuratury. Była psychologiem, człowiekiem którego wcześniej tak bardzo unikałem. Jednak jakiś głos w mojej głowie podpowiedział mi, że mogę jej zaufać. I zaufaniem...

***
Kilkanaście dni później

I znowu tu była. Cały czas się dziwię co ta piękna brunetka jeszcze tutaj robi. W pomieszczeniu, gdzie było zimno, brudno i ponuro. Czyżby nie przychodziła tutaj bezinteresownie ? Przecież w tym momencie ten blondyn był nikim. Nic nie miał, może oprócz kilku lat wyroku i uroku osobistego, który dalej mu pozostał. A może ta mała Rose jako jedyna poznała się na tym chłopaku i wierzy w jego niewinność ? Jedno jest jednak pewne, Reus nie wie wszystkiego na temat panny Green. Nikt w tych czasach nie jest tym, kim się wydaje.
- I znowu przyszłaś - przywitał ją chłodno robiąc miejsce na kozetce.
- Znowu - odpowiedziała wpatrując się tempym wzrokiem w dal.
- I o co teraz kazali Ci się wypytać ? - spytał, a ona zaśmiała się historycznie.
- A jeśli powiem, że nie jestem tutaj w celach służbowych ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i skierowała swoje duże oczy na piłkarza - jeśli przyszłam tutaj by Ciebie zobaczyć, porozmawiać, tak z własnej woli ?
- To wtedy spytam czy ktoś wie o Twojej wizycie ? - blondyn wstał i zaczął spacerować po ciasnym pomieszczeniu.
- Nie, nikt nie wie - Rose zaczęła bawić się swoimi palcami.
- Nie boisz się ? Znasz mój wyrok. Prokurator oskarżył mnie o zabicie narzeczonej gdy powiedziała mi o ciąży. Czego chcesz Rose ? - dziewczyna podniosła się z pryczy i podeszła do byłego zawodnika BVB.
- Marco, posłuchaj. W ostatnim czasie dużo myślałam o twojej sprawie. Widziałam wszystkie dowody, czytałam pamiętnik Isabel - położyła ręce na jego ramionach. - Wierzę Ci Marco, wierzę, że jej nie zabiłeś.
- Co ?! Rose o czym ty mówisz ? Nikt mi nie wierzy. A ty Rosie ? Dlaczego zmieniłaś zdanie ? - był tak bardzo wstrząśnięty, nigdy czegoś takiego się nie spodziewał, nigdy.
- Rozmawiałam ze wszystkimi. Kochałeś ją, a nawet jeśli nie chciałeś dziecka, to i tak byś je wychował. Ty nie jesteś taki jak inni tutaj -dziewczyna wzięła jego twarz w dłonie. - Jesteś dobry, dla każdego... I przysięgam, nie spocznę dopóki nie pomogę Ci stąd uciec..

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

I " Rose "


" Bycie mną może oznaczać tylko strach przed oddychaniem. 
Jeśli mnie zostawisz, będę bał się wszystkiego co czyni mnie zatroskanym, daje mi cierpliwość, uspokaja mnie, pozwala mi się z tym zmierzyć. 
Pozwól mi spać, a gdy się obudzę, pozwól mi być. "







Kilka miesięcy wcześniej
Perspektywa Marco

- Nie zrobiłem tego, nie zabiłem jej - powtarzałem w kółko moją formułkę przed policją i prokuraturą. To właśnie ja jestem tutaj podejrzanym numer jeden. - Ona popełniła samobójstwo, nie miałem z tym nic wspólnego ! - podniosłem lekko głos. Czy oni nie zdawali sobie sprawy z tego w jak trudnej znalazłem się sytuacji ? Moja narzeczona nie żyje, osoba, którą kochałem najbardziej na świecie odeszła, zostawiając mnie tu całkiem samego. Powinienem teraz raczej siedzieć na miękkiej kanapie w salonie i wypłakiwać się w poduszkę, a nie tutaj, na komisariacie.
-Reus, posłuchaj, mamy świadka, widział jak dusiłeś ją tym sznurem - usłyszałem głos prokuratura, który doprowadział mnie do wściekłości.
- Ja jej nie dusiłem - schowałem twarz w dłonie by opanować zmierzający w moja stronę potok łez. - Ja odwiązałem ją od tego drzewa. Nie mogłem na to patrzeć, wyglądała jak marionetka, która właśnie znudziła się kukiełkarzowi - w tym momencie wszystkie wspomnienia wróciły. Widziałem jej bladą twarz przed oczami. Jej puste oczy.
- Powiedz, dlaczego to zrobiłeś ? Dlaczego ją zabiłeś skoro była taka ważna ? Zdradziła Cię ? - spytał prokurator z nutką drwiny w głosie.
- Nie zabiłem jej - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Dlaczego mi nie wierzycie ? Musi być jakiś dowód na to, że jestem niewinny - otarłem pot z czoła.
- Jest dowód, wpis pochodzący z jej pamiętnika. Ostatnia notka pochodzi z dnia 17 listopada 2013 roku, dnia jej śmierci - prokurator wziął do ręki kawałek papieru - Marco jest tak bardzo straszny, czasem zastanawiam się czy on jeszcze mnie kocha. Wychodzi wieczorami, a wraca późno w nocy, albo nie wraca w ogóle. Mam wrażenie, że może mnie zdradzać. Ja jednak nie dam mu odejść, nie teraz gdy jestem w ciąży. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie - mężczyzna rzuca mi przed nos zeszyt bym mógł na własne oczy obejrzeć jej pochyłe pismo - To jak, Reus, powiedziała Ci o dziecku, ale ty nie chciałeś niszczyć swojej kariery. Ale wiesz co, zabijając ją postawiłeś krzyżyk na wszystkim. Na Isabel, na karierze, na swoim dziecku.
To był dla mnie kolejny cios wprost w moje i tak już połamane serce. Miałem dziecko. Małą istotkę, w której płynęłaby moja krew. Isabel zniszczyła wszystko. Nas, naszą przyszłą rodzinę, mnie.
Isabel Marie Smith idź do piekła !

Teraźniejszość
Narracja 3 osobowa

Obudził się przerażony. Po raz kolejny tej oto wiosennej nocy.
Nie mógł spokojnie leżeć na tym celnym łóżku. Na pewno nie teraz gdy w dotyku z jego plecami przypominało istną maszynę tortur. Twarde, zbyt twarde. Raniące jego delikatną i nieskazitelną skórę. Blondyn zaczął dygotać z zimna. Wszystko to za sprawą wiatru, który przedostał się do małego pomieszczenia za pomocą nieszczelności w oknach.
- Ah, te nieszczęsne okna - pomyślał, podniósł się z posłania i chwiejnym krokiem podszedł do jednego z nich. Złapał za kraty, które się w nich znajdowały i mocno pociągnął. Mocno, ale jednak nie wystarczająco.
- Ależ ty jesteś głupi - powiedział cicho i oparł się bezradnie o ścianę. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. W jedną chwilę jego życie z bajki zmieniło się w istne piekło. Pułapkę bez wyjścia. Czuj się jak zwierzę zamknięte w klatce. Nigdy nie przypuszczał, że jego ustabilizowana sytuacja kiedykolwiek się zmieni. Rodzina, przyjaciele, fani. Wszyscy się od niego odwrócili. Uwierzyli w te wszystkie kłamstwa jakie wygadywał na jego temat ten nędzny prokurator. Mężczyzna, który znał go jedynie jako tego słynnego piłkarza, a nie jako zwykłego człowieka z zasadami. To prawda znikał z domu, czasem nawet na całe noce. Ale nie robił nic złego. Siedział sam w swojej kryjówce i rozmyślał. Rozmyślał na temat swojego życia, przeszłości i zbliżającej się przyszłości. Chciał zacząć nowy etap, rozdział o nazwie Bella. Pragnął się jej oświadczyć, godzinami wybierał pierścionek, a potem myślał w jak sposób ma zadać to kluczowe zdanie. Musiał to zrobić w wielkim stylu, choć tak na prawdę nie cieszyło go to. On sam w sobie był prostym człowiekiem. To Bella zawsze chciała więcej niż mogła, kochała występować na balu w najpiękniejszej i najdroższej sukni, wyciągała go na imprezy, na które wcale nie miał ochoty. Robił to z miłości. Nie widział nawet najmniejszej wady swojej ukochanej, aż do teraz. Była kobietą samolubną, stawiającą dobro swoje nad innych. Ale mimo tego kochał ją.
Jego przemyślenia przerwał dźwięk otwierających się krat. Marco podniósł głowę i ją ujrzał. Była piękna, wyglądała niczym anioł, który pomylił adres i przez przypadek znalazł się w tej ciemnej norze. Ciemnowłosa przysiadła na skraju łóżka gdzie wcześniej leżał.
- Nazywam się Rose i jestem tu po to by ci pomóc Marco...

wtorek, 29 lipca 2014

Bohaterowie


Marco James Reus 

" Kochałem ją, a ta miłość zaprowadziła mnie wprost do piekielnych wrot diabła "




Rose Ana Green 

" Miał być moją siłą, stał się słabością "




ŚP. Isabel Marie Smith

" Nie jestem zdzirą, po prostu chciałam, żeby ten dupek choć raz za mną zatęsknił"





poniedziałek, 28 lipca 2014

Prolog

Straciłem ją na zawsze.
Jej odejście zmieniło wszystko. 
Widziałem to na własne oczy.
Widziałem jej śmierć, której sceny powracają do mnie każdej nocy.
Sznur, zaciskający się na bladej, łabędziej szyi.
Czarne włosy opadające pasmami na czoło.
Kończyny, które bezwładnie spływają wzdłuż jej ciała.  
Oczy bez wyrazu, wpatrzone w dal.
Rozchylone wargi krwistego koloru.
Moja reakcja była natychmiastowa, wręcz mechaniczna.
Odwiązałem sznur z wierzby, przy której skonała, a zimne ciało mojej ukochanej zacząłem tulić do swojego. 
Nie mogłem uwierzyć, że Isabel to zrobiła, że zostawiła mnie tutaj całkiem samego.
 Że nasze pożegnanie sprowadzi mnie do miejsca, w którym się właśnie znajdowałem.
- Skazuje pana na 10 lat skazania wolności, za zabójstwo Isabel Marie Smith - usłyszałem głos sędziego. 
- Isabel, Isabel kochanie... Błagam, powiedz, że jestem niewinny - modliłem sięw duchu, jednak to nic nie dało. Kilka minut później zostałem wyprowadzony do więzienia, a następnie zamknięty w ciasnej celi, gdzie miałem spędzić nnastępne lata mojego życia.